W czwartek około godziny 5 rano w Miłobądzu (gm. Biały Bór) w stadninie koni Karolewko wybuchł pożar. Ogień zauważył kowal, który przyjechał podkuwać konie. Zaalarmował mieszkańców, powiadomiono straż i rozpoczęto ewakuację zwierząt.
- Gdy pierwsze zastępy straży dotarły na miejsce zdarzenia, ogień objął już prawie 80 procent budynku - mówi dowodzący akcją mł. bryg. Jacek Dylewski. - Gasiliśmy i pomagaliśmy wypędzać zwierzęta.
- W chwili zdarzenia w obiekcie znajdowało się 20 koni, 50 owiec z młodymi i jedna krowa - mówi pracownik stadniny Adam Gumiński. - 15 koni udało się uratować, natomiast krowa i owce prawdopodobnie zginęły w płomieniach.
Obiekt składał się z trzech części: mieszkalnej, stajni i magazynowej. W której części wybuchł pożar jeszcze nie wiadomo.
- Nie wiemy jak do tego doszło, to dla nas tragedia - mówi właścicielka stadniny Danuta Tarnowska-Jungeborg. - Spłonęło całe wyposażenie, siodlarnia, woliery, nie mamy paszy, nie mamy siana, nie mamy nic. To nie było ubezpieczone, to był budynek z początku XIX wieku. Mamy tu 20 koni na emeryturze, a które dożywają swoich dni. Nie mamy ich gdzie podziać. Nie mamy też miejsca dla pozostałych naszych koni, a jest ich około 50.
Z pomocą spieszą różne organizacje i instytucje. Stadnina koni w Białym Borze zabierze kilkanaście koni, zawiadomiono też Fundację Fallada, żeby zabrała 20 koni, które w Karolewku są na tzw. dożywociu. Do przechowania jest ponad 50 koni. Akademicki Ośrodek Jeździecki Zachodniopomorskiego Uniwersytetu Technologicznego będzie zbierał pieniądze na odbudowę stajni. W akcje pomocy włączyło się szczecineckie starostwo i Urząd Miejski w Białym Borze. Potrzeby są ogromne.
Napisz komentarz
Komentarze